Wyjść z bitwy bez strat

zbitwy_bezstratPrzyznaję się. Nienawidzę kupować dziewczynie prezentów. Bez względu na to, z jaką partnerką bym nie był, zawsze było to dla mnie katorgą, a sama myśl o kupowaniu prezentu powodowała uczucie dyskomfortu – jakbym szykował się do badania prostaty – wiesz, że musisz, ale niekoniecznie się do tego rwiesz.

 

Dziewczyna zwykle wie, jak jest to dla mnie bolesne, lubię klarowne sytuacje i uważam, że w związku trzeba wiedzieć co partner lubi co nie.

Muszę jednak powiedzieć, żeby przypadkiem ubiec potencjalnych bijących brawa dla tej odkrywczej myśli, że fakt iż coś mi nie pasuje nie oznacza, że mogę sobie odpuścić. To trochę jak z myciem zębów u dzieciaka – może tego nie lubić, a jednak musi dwa razy dziennie użyć szczoteczki i pasty. Natomiast, żeby straty były minimalne, ma zajebistą szczoteczkę (sam bym sobie taką kupił, bez kitu) i malinową pastę do zębów (jeden z moich kumpli optuje za tym, by zrobić dla nas pastę o smaku bekonu i drugą o smaku cipki, też chętniej byśmy dbali o higienę paszczy).

tiger-zalety

Będąc w związku mogę marudzić na narzeczoną, kręcić nosem, a nawet ścierać się z nią w tej samej sprawie, co zawsze, czyli wieczór z kumplami przy piwie. Gadam sobie o kajdanach związku, o strasznych pielgrzymkach zakupowych i radośnie we własnym gronie rozważamy dostępne “menu” w obcisłych sukienkach snujące się po pubie kiedy pijemy piwo. Fakt jest jednak taki, że jestem z dziewczyną, bo to ona najbardziej do mnie pasuje w tym momencie, bo z nią lubię być i ze wszystkich dostępnych do tej pory opcji to z nią właśnie bzyka mi się najfajniej. Nie wspominając, że oczywiście strasznie mi się podoba jej sposób bycia, to jak się troszczy o mnie i nasz dom i wyobrażam sobie, że mógłbym z nią być do końca. Lub też, nie wyobrażam sobie teraz, żeby mógł to być ktoś inny. Ot i cała prawda. Dlatego choć kupowanie prezentów mnie osobiście bardzo boli (i nie chodzi o ból kieszeni), będę kupował, bo jest to element naszego związku. Takich drobnych “łapówek”, które pozwalają nam zapomnieć o drobnych nieporozumieniach i na chwilę poczuć się jak na początku. Widzę, jak dla mojej dziewczyny fakt pamiętania o niej jest ważny. Nie ukrywam, czuję się wtedy próżny i znakomicie zadowolony z wykonanej misji. Zwłaszcza, jak przy prezencie trochę sie nagłowiłem, albo ją zaskoczyłem.

Oczywiście błędem jest dawanie prezentów, które ja uważam za świetne. Wpuszczanie się na minę pełnej samodzielności w tym zakresie jest totalnie nieodpowiedzialne, no chyba, że stary marzysz o tym, żeby laska wypominała Ci przy każdej okazji, jak słabo sobie poradziłeś (pal sześć tobie, będzie wracać do tego na wszystkich imprezach towarzyskich). Nikt z nas tego nie lubi. Ja nie lubię! Kupowanie prezentu wybranego zawczasu przez partnerkę (ba, wymyślonego i pamiętanego przez nią!) jest z kolei akcją pt. “choć, mamusia pokaże co jest fajne.” Kastracja tego typu mnie osobiście w ogóle nie pasuje. Sprowadzenie swojej roli do wyjęcia portfela, żeby zabulić za coś, o czym nie mamy bladego pojęcia jest dla mnie osobiście powodem do wstydu. No jestem facetem w tym związku czy nie? Takie zakupy mają sens jedynie wtedy kiedy do wymarzonej konkretnej rzeczy dołożysz coś ekstra – coś co spowoduje w niej efekt “ojejmisiucudownyjestesś”. Na tym nam zależy. Zwłaszcza przy okazji Walentynek, rocznic czy innych takich.

Uczę się stopniowo dziewczyny, z którą jestem i próbuję dopasować co by jej odpowiadało, co nie. Uważnie słucham czym się zachwyca (oby nie przedobrzyć, laski lubią się jarać rzeczami kompletnie dla nich bez znaczenia na dłuższą metę), oglądam kosmetyki w łazience. I od czasu do czasu, kiedy już zmuszę się, żeby “porozmawiać” zanotowuję w pamięci ważne dla niej tematy, które potem mogę wykorzystać. Czytanie “babskich gazet” ma w tym przypadku znaczenie istotne.  Zerkanie “przypadkiem” kiedy ona się zaczytuje i rozmowa o tym czy tamtym gadżecie umieszonym w magazynie (babskie gazety pokazują gadżety wyobraźcie sobie!) niesie za sobą bardzo dobre skutki. Oczywiście, że powie potem koleżankom, że jej “Lesiu oczywiście zaczytuje się w Vouge, chociaż się do tego nie przyznaje!” ale to niewielka cena za wgląd w kobiece fanaberie i fantazje zakupowe.

CHABROWEKOLKO

W tym roku robię akcję mocno pod nią. Prezent wybieram taki, który doskonale wpisuje się w to, o czym rozmawialiśmy przy okazji wizyty w sex shopie. “Że KUBECZEK,  że fajne, że niektóre dziewczyny noszą i ciekawe jak to działa!”. No to sprawdzi jak to działa. A do tego jeszcze dostanie jakieś tam próbki kosmetyków, cuda wianki i rumianki, jak mawiał mój dziad. Generalnie robienie wrażenia na plus (zamiast kolczyków z cyrkonią – kolczyki, wisiorek i bransoletka), jak wszyscy wiemy, jest stanem pożądanym najbardziej. 15 będę mógł swobodnie wybrać się na piwo z kumplami i chilloutować po pełnym romantyzmu wieczorze z seksem. Bez strat…

do następnego,

Michał