Dobrodziejstwo (po)wolnej miłości…

Podrażnimy dziś Waszą wyobraźnię.

Co by było gdybyśmy na chwilę stali się jeszcze lepszymi kochankami?  Nie chodzi o żadne cuda… poćwiczmy jedną jedyną technikę kochania się i sprawdźmy, czy nie jest to to, o co by chodziło..  Tym bardziej, że kochać się lubicie – inaczej nie czytalibyście tego artykułu.

para2Pisałyśmy już artykuł o tym, jak zbudowana jest łechtaczka, że jej struktura i położenie może sugerować, że seks z penetracją może być bardzo przyjemny i może dawać rozkosz.   Wiele kobiet uważa jednak, że tradycyjny seks nie daje im satysfakcji, a jedyną formą skutecznie prowadzącą do orgazmu jest pieszczenie łechtaczki.  Przyjemność płynąca z penetracji, czy nawet rozkosz i orgazm, któremu penetracja towarzyszy (towarzyszy, nie prowadzi do!)  wymaga czasu i nauki.  Człowiek częściej sięga po przyjemność dostępną “od razu” a nie tę, której miałby się uczyć i rozwijać.   A szkoda.

Już dawno słyszy się, że bardziej doświadczeni partnerzy, “wolniejsi” są skuteczniejsi w uzyskaniu przez kobietę orgazmu. Seks rodem z pornola, polegający na szybkim “posuwaniu” partnerki – choć pewnie łatwiejszy dla mężczyzny (jest to bądź co bądź imitacja tego, co mężczyzna robi własną ręką i do czego przyzwyczajony jest solo) nie dość, że prowadzi do szybszego wytrysku  i szybkiego końca akcji,  w żaden sposób nie wnosi nic wyjątkowego do przyjemności partnerki. Owszem, mamy do czynienia z poruszaniem struktur wewnętrznych, w tym łechtaczki wewnętrznej, partner “uderza” względnie rytmicznie w łechtaczkę partnerki, a poza tym jest blisko swojej ukochanej kobiety, a kobieta to lubi…  jednak rozkoszy byłoby na tyle…

Można  inaczej!

Okazuje się, że jeśli partner zwolni znacząco i skupi się na  momencie wysuwania penisa z pochwy, partnerzy osiągają znacznie lepsze efekty!

Stosunek przestaje być “nacieraniem”, a staje się czymś co bardziej można porównać do ssania. Szybkie wprowadzenie i wolniejsze wysuwanie daje możliwość doświadczania uczucia zasysania, które jest podniecające i niezwykle przyjemne.   Kobieta ma czas zacisnąć mięśnie kegla, jakby miała przytrzymać penis w sobie. Penis zamiast prześlizgiwać się po punkcie G teraz ma szansę się o niego solidnie zaczepiać szerszą krawędzią żołędzi. No i utrzymując mniejsze tempo partnerzy mają czas na odpowiednią stymulację żołędzi łechtaczki – “guziczka” na zewnątrz. Warto zachowywać rytm zgodny z wysuwaniem się penisa z pochwy, pieszcząc łechtaczkę koliście.

Wolniej…egoistyczna podróż w siebie

Technika nie jest najprostsza – zwłaszcza na początek. Jak wspomniano wcześniej, jest sprzeczna z tym, co mężczyznom wykonać jest najprościej – to, co prawdopowodnie “ćwiczą” podczas masturbacji doprowadzając do wytrysku mocno i szybko. A jednak mimo powszechności takiego sposobu kochania się, nie tak wygląda kobiecy model dochodzenia do orgazmu. Chociaż oczywiście kobiety często próbują “dostosować się” do tego modelu i kiedy następuje zwolnienie rytmu nie potrafią się skupić na wrażeniach płynących z ciała.   Wymaga to wewnętrznej dyscypliny i umiejętności “odpływania” – takiego zdrowego, egoistycznego skupiania się na sobie.  Jeśli mówimy o głębokim orgaźmie, kobieta dochodzi do niego dłużej – średni czas gotowości do współżycia u obu partnerów wygląda tak samo – wynosi maksymalnie do 10 minut. Dochodzenie do orgazmu u mężczyzny wynosić będzie tyle samo, ale już u kobiety czas ten wydłuża się do 20 minut. Kochając się razem musimy zwolnić i skutecznie dostymulować wewnętrzne struktury łechtaczki, wspierając się stymulacją zewnętrzną. Kluczowy jest rytm i dociśnięcie mięśni kegla. Wolniejsze wychodzenie penisa potrafi być tak stymulujące, że kobieta nie może myśleć o niczym innym, niż żeby szybko znalazł się w środku i powtórzył to, co przeżywa w czasie wysuwania. Nauczenie się takiego tempa przez mężczyznę i umiejętność skupienia się na przyjemności i rytmie kobiety to świetna inwestycja w rozkosz obydwojga partnerów.

ellove firmy Fun FactoryMożecie trenować samodzielnie

Żeby przygotować się do takiej wolnej miłości warto próbować ćwiczyć solo.  Paniom zdecydowanie polecamy zabawy z wibratorem na mniejszych obrotach lub dildem.   Jest fajnie, kiedy rozmiarem i formą zbliżony będzie do penisa partnera, ale to nie jest warunek konieczny.  Zachowajcie rytm i tempo stymulacji tak, by powoli budować podniecenie i dochodzenie do orgazmu.  Tuż przed nim możecie na chwilę zwolnić, a potem budować napięcie na nowo.  Potem znów tuż przed orgazmem się zatrzymać i dopiero odpuścić zaś za trzecim razem i zachować rytm i pieścić aż do końca – do osiągnięcia orgazmu. Wszystko robić niespiesznie, głaszcząc dłonią całą wulwę i łechtaczkę zewnętrzną.

Panom proponujemy skorzystanie z masturbatorów typu Tenga lub Fleshlight pozbawionych wibracji.  Starajcie się odnajdywac przyjemność w powolnym rytmie, doceniają c pełne spektrum wrażeń.

Orientacja nie ma znaczenia

W zasadzie, choć artykuł napisany jest w tonie heteronormatywnym, technikę tę z sukcesem można zastosować w każdej konfiguracji, oczywiście jeśli jest to technika analna, wrażenia będą nieco inne, co nie znaczy, że rozsądnym byłoby nie wzięcie jej pod uwagę.  W każdym związku jest czas na pędzenie ku szczytowi, jak i wolniejszy spacer, który pozwala dotrzeć być może nawet dalej niż bieg, dając nam czas na bliższe poznanie się.  Wolna miłość jest w cenie…cieszcie się sobą!

Wypróbujecie?